To nie będzie zwykły kopytkowy post, trochę popiszę.
Jak większość z was wie, w zeszły weekend byłam z Apociem na Coperniconie. Ten konwent był o tyle niezwykły, że też tworzyliśmy atrakcje na nim. Ale od początku.
Piątek zaskoczył nas deszczem. I deszczem. I deszczem. Lało aż do późnego wieczoru. Nie miałam parasolki ani kaptura, za to miałam glany i kurtkę (której też prawie bym nie miała, jakby siostra mi nie przyniosła na przystanek).
Po przyjeździe do Torunia poszliśmy z Iloną i jej znajomymi na pierogi. Oczywiście nikt nie wiedział jak iść. Komicznie się przyglądało jak cztery osoby miały komórki czy tablety z GPSem i każda mówiła, żeby iść w inną stronę :D. Na szczęście, znaleźliśmy pierogarnie, gdzie 2,5 pieroga na osobę to był pełny żołądek. Co ciekawsze teorie, jakie powstały w czasie tego wypadu, można poczytać na Chacie: Copernicon i insze przygody
Potem grupka się nieco rozlazła i pojawił się kolejny problem: jak z pierogarni dotrzeć na Konplace? Wiedziałabym z przystanku, który wskazali organizatorzy, a nie ze środka starówki. W sumie boku środka starówki. Mniejsza. Po dłuższym czasie, pytaniu ludzi, szukaniu w GPSie i wylanych łzach wymieszanych z deszczem, dotarliśmy na konwent. Nie było (jeszcze) kolejki, więc poszło szybko, ale nie dostałam "Twórcy programu", tylko mainstreamowego "Uczestnika", bo im się skończyły :c.
Przy akredytacji moja grupa jeszcze bardziej się rozbiła, ale mieliśmy już mapki w programie, więc po dłuższym zastanowieniu: "Leje, a to, kurna, kilometr drogi...", poszliśmy do sleeprooma.
Chwała glanom, bo normalnie bym miała całe nogi mokre!
Lżejsi o bagaże, wróciliśmy na konwent, gdzie poszliśmy na końcówkę prelekcji o Pastafarianiźmie. Staraliśmy się zachować powagę, by nie przeszkadzać w naukach tej zacnej religii.
Nie będę opowiadać o każdej prelekcji, na jakiej byłam, bo to mi zajmie wieki.
W nocy było zimno. Bardzo zimno. Jeszcze zrobiliśmy błąd taktyczny, czyli śpiwory pod sobą, kocyk na sobie. Kocyk był cienki. I krótki. O tyle dobrze, że się grzaliśmy nawzajem, nie wiem jak osoby śpiące pojedynczo. Pewnie mocniej zmarzły.
Następnego dnia poszliśmy do zdradzieckiego McDonalda, który miał ofertę śniadaniową i nie chciał nam dać BigMac'ów. I toaletę płatną, chyba że chcesz stać w kolejce, żeby ci oddali 2 złote. Toruński McDonald nie pozostawił miłych wspomnień.
Poszliśmy jeszcze na parę prelekcji i Larpa prowadzonego przez naszego znajomego. Adaś, konając, walnął się o ścianę i wytarzał w podłodze. Nie byłoby źle, gdyby ten Larp nie był w piwnicy, gdzie na podłodze (i w sumie wszędzie) zalegała warstwa jakiegoś kurzotynku. Dzięki temu Adaś na plecach od włosów, po buty, był cały w białym proszku. A za godzinę prelekcja przez ciebie prowadzona! Deal with it!
Właśnie, dotarliśmy do naszej pierwszej prelekcji.
Była to prezentacja: "Przegląd najciekawszych webkomiksów", którą możecie sobie ściągnąć tutaj (wersję na starsze Office'y dam, jak ktoś się upomni). Zawędrowała do nas nawet Ilona z Mnq.
Ja oceniam naszą prelekcję jako dobrą, ponieważ się ani razu nie speszyłam, czy nie zacięłam, czy w ogóle nie byłam zestresowana. Apoc twierdził, że było sztywno i sucho. Jest mi smutno.
Ale sądzę, że na dyskusji, czy webkomiks wyprze tradycyjne komiksy było sztywniej i bardziej sucho. Atmosferę tam można było kroić nożem, a akustyka leżała.
Potem poszliśmy jeszcze raz do pierogarni, tym razem na jabłecznik. Cóż, jadłam lepsze jabłeczniki w życiu, a ciasto czekoladowe, jakie jadł Apoc było tak słodkie, że więcej niż dwie duże łyżki się nie dało zjeść :D. Chyba lepiej tam sobie radzą z pierogami, bo te były pyszne ^^.
Wróciliśmy niedługo przed naszym "spotkaniem autorskim" z Kopytkiem. Cały czas brałam to w cudzysłów, bo ani razu tego nie traktowałam na poważnie :D.
Miłe zaskoczenie.
Oczywiście ma się takie głupie wyobrażenia, typu przyjdzie cała sala ludzi i będą skandować: "Kopytko", rzeczywistość na szczęście mnie buchnęła w łeb zanim doszło do rozczarowania jej osobą. Pocieszam się, że pewnie więcej nieznajomych by przyszło, jakby to spotkanie było w "ludzkich" godzinach, a nie o 22.
Oczywiście jestem failem. Wzięłam do torby tablet - nie wzięłam rysika. Dzięki temu Bambuś przejechał trochę świata na dnie walizki, nie mając okazji na wykazanie się.
Chciałam włączyć chociaż Portable SAI z pendrive'a, ale...
Okazało się, że żeby otworzyć program, potrzebuję hasła do Administratora. Zleciało się kilku gżdaczy, organizatorów, techników i jeszcze więcej ludzi, tylko po to, żebym mogła włączyć program, którym i tak nie bardzo miałabym co zrobić bez tabletu. Doceniam chęć pomocy, ale jak wołam, że nie trzeba, to nie ściągajcie jeszcze dziesięciu ludzi, bo "może oni wiedzą".
Jak już sobie poszli, mogłam z moją panią prezenterką kontynuować gadanie o genezach poszczególnych komiksów i pokazywanie starych nagłówków bloga (kto pamięta pierwszy? :).
Jakoś szybko czas zleciał. W końcu zmęczona dniem, wyszłam z ludźmi na zewnątrz i wtedy:
Poczułam się jak szycha. Pierwszy i (najpewniej) ostatni raz, ktoś poprosił o mój bazgroł (nie, żeby wizja pełnej sali nie skłoniła mnie do lekkiego poćwiczenia, ale tak tylko troszeczkę...) Apoc też machnął podpisik. Fils lajk fejmus.
Zaraz po Kopytku niemal była prelekcja Apoca o Or...Ayreonie. Okazało się, że te jego płytki tworzą całkiem smutną, ale dającą nadzieję historię. Ale nie ze mną o tym gadać. Ja tam prawie przysypiałam.
Następny dzień przywitał mnie irytem na świat. Wkurzali mnie wszyscy i wszystko, zapewne z powodu przekonania, że na ostatnią atrakcję, czyli konkurs Koło Tortury nikt nie przyjdzie, a tyle nerwów się przez niego najadłam.
Sytuację uratowała urocza, ręcznie robiona alpaka, która podbiła moje serce i zabiła połowę kasy w moim portfelu. Warto było!
Widzicie tego derpa na pyszczku? To lama stworzona dla mnie <3
Koło Tortury zaczęło się niemiłą niespodzianką w postaci braku Office'a na laptopie. W czasie zamieszania wywołanego tym, uczestnicy zagrali sobie w wisielca. W końcu udało się przeprowadzić konkurs, rekrutując do zabawy nawet siłą :P. Problemem było to, że ludzie nie zabijali się za często, a nagród ubywało (jak ktoś ginął, to jego nagrody znowu były do zdobycia). W ten sposób dochodziło nawet do pojedynków solo o ostatnią wolną nagrodę. Myślę, że końcowy wynik był zadowalający i sprawiedliwy, a ludzie się całkiem nieźle bawili.
Potem autobusem na dworzec i drogim, wolnym pociągiem z rezerwacją miejsc, do domu.
Ech, szkoda było wracać.
Gratuluję tym, co dotarli do tego momentu. Niech nie pochłonie was TL;DR!
Na następnym konwencie na pewno poproszę Cię o autograf xD Nawet jeśli wcześniej poznamy się osobiście. Też mieszkam w wiosce pod Bydgoszczą i znam buuul pracy na farmie. Czy jakkolwiek to nazwać:D
OdpowiedzUsuńJestem otwarta na spotkania, jakbyś kiedyś chciała ;3
UsuńPani prezenterka słodko brzmi :D
OdpowiedzUsuńtl;dr
OdpowiedzUsuńA na serio to masz w planach jakieś kolejne konwenty?
Myślę nad Japaniconem w Poznaniu, jednak nie wiem jak to wypadnie ze szkołą policealną, którą będę miała co dwa tygodnie.
Usuńa czego się uczysz?
UsuńJeśli chodzi o policealną to grafiki komputerowej ^^
UsuńPolicealna? Co 2 tygodnie? Bydgoszcz? Hmmm... A zapisy ciągle możliwe? :P
UsuńJeszcze jest, capaj linka: http://www.skk.pl/bydgoszcz-skk/szkoly-policealne-bydgoszcz/jednoroczne-bydgoszcz/263-studium-grafiki-komputerowej
UsuńAkuratnie na naszym rzeszowskim końwencie będę robiła przegląd polskiego webkomiksu... pozwoliłam sobie ściągnąć ową prezentację i zobaczyć jak wygląda i co tam nakombinowałaś, przy okazji znajdując nowy webkomiks ;)
OdpowiedzUsuńW porządku, po to m.in. udostępniłam ;3. Żadna tajemnica.
UsuńMcDonald z płatnymi toaletami jest tylko na starówce ;C Stwierdzili chyba, że zarobią na turystach zwiedzających zabytki.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz za rok na Omakai lub Coperniconie to odnajdę cię razem z przyjaciółkami i już będziesz miała o 4 autografy więcej do napisania ^^
Ojej, znalazłam się w prezentacji :D ale mnie zaszczyt kopytka kopnął ^ ^ dodałabym info o walczeniu z lenistwem i alkoholem :D Szkoda,że mnie nie było na panelu :p Nie wybieracie się może na Kapitularz? ^ ^
OdpowiedzUsuńA tam zaszczyt, normalka ;3 Następnym razem umieścimy.
UsuńNiestety, we wrześniu się już nigdzie nie ruszamy.