niedziela, 8 grudnia 2013

136. Kino

Nie wiem, jak wam, ale ja praktycznie zawsze się ubabram sosem do nachosów, kiedy jestem w kinie i je kupię. To jakiś wyznacznik failostwa. Zresztą podobnie mam z chlebem z dżemem, przez co, jak się do niego zabieram, kładę sobie ręcznik czy chustkę na kolanach.

Przepraszam, że ostatnio skąpię kopytek :(. Mam mało czasu i rzadko jestem na komputerze, załatwiam większość spraw przez komórkę. Pewnie wszystko wróci do normy w okolicach świąt.

6 komentarzy:

  1. Popcorn na podłodze. Zawsze. ZAWSZE.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie umiem jeść lodów i jednocześnie iść. Właściwie to nie potrafię jeść lodów wcale... zawsze zostaje pamiątka na ubraniu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam tak samo jeśli chodzi o nachosy. I zawsze upaprze się farbami.
    PS: Jaki film? ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Zjedzenie całego popcornu w czasie reklam- mój obowiżaek. Kiedyś na przekór kupiłam większy popcorn i okazało sie, że po prostu zwiększyłam szybkość jedzenia więc i tak nie dotrwał do filmu.
    I po to się nosi czarne ciuchy, aby plam nie było... widać. Tylko czasami sie zastanawiam, czy ludzie aby na pewno w kinie widzą, że to miejsce jest zajęte. Może jestem czarną plamą, ale staram się artystycznie łypać białkami!

    OdpowiedzUsuń
  5. A gdyby tak - rewolucyjnie i wywrotowo - isc do kina na film, a do dowolnej jadlodajni na jedzenie?

    OdpowiedzUsuń

Kopytkują